Prowokacyjne
wyznanie
Człowiek
z wewnątrz ujawnia tabu leczenia
⇨ Dlaczego większość lekarzy tak jak i ja wolimy
raczej umrzeć, niż znosić ból leczenia na jaki skazujemy ludzi cierpiących z
powodu chorób jak rak?
Gdybym dowiedział się jutro, że mam zaawansowanego,
zagrażającego mojemu życiu raka, z pewnością nie popędzę do lekarzy z prośbą o
natychmiastowe przeprowadzenie inwazyjnych metod leczenia.
Nie! Po prostu zamknę moją praktykę
chirurgiczną w Londynie, wrócę do mojego domu w Norfolk, zaopatrzę się w gin i
tonik i spędzę wesoło resztę życia aż naturalnie nadejdzie mój koniec.
⇨ Podobnie jak większość lekarzy, jestem
świadom, że opieka zdrowotna, którą oferujemy pacjentom cierpiącym z powodu
poważnych, zagrażających życiu chorób jest koniec końców bezowocna.
⇨ Co gorsze, taka opieka może obejmować
wiele miesięcy wyczerpujących zabiegów, które potencjalnie mogą wydłużyć życie
pacjenta, ale nic nie wnoszą do jego jakości.
⇨ To
wygląda na karę. To gehenna. To droga przez mękę.
⇨ Pacjenci z chorobą nowotworową często
godzą się znosić bolesne zabiegi tylko po to, żeby przedłużyć swoje życie o
kilka miesięcy.
Dr Scurr uważa, że lepiej zrobiliby, gdyby
zdecydowali się cieszyć się czasem, który im pozostał.
⇨ Oferując nasze usługi pacjentom,
większość lekarzy których znam, nie życzyłoby sobie przeżyć tego rodzaju
zabiegów. To jednak rozpoznanie stanowi od dawna tabu w świecie medycznym.
Milczenie na ten temat przerwał Ken Murray,
profesor medycyny rodzinnej z universytetu Południowej Kaliforni. Ken trafił w
ubiegłym miesiącu na całym świecie na pierwsze
strony gazet po opublikowaniu eseju w magazynie online Zocalo Public Square, w którym stwierdził, że większość
praktykujących lekarzy nie poddają się i nie podda "ratującym życie" zabiegom, które wydają się wielkie jeśli
chodzi o obietnice, ale nikłe jeśli mowa o odniesieniu sukcesu: powodują tylko
ból i cierpienie. Tego lekarze swoim pacjentom nie powiedzą. natomiast
namawiają ich do zdecydowania się na zabiegi.
Dlaczego tak się dzieje?
Lata praktyki medycznej sprawiają, że
lekarze realistycznie oceniają swoje szanse i wiedzą, że o choroby takie jak
zaawansowany rak trzustki, oznacza, że w praktyce istnieje niewielka szansa
na przeżycie pacjenta.
Jednak większość ludzi – sami pacjenci i
członkowie ich rodzin - żywią mało realistyczne oczekiwania dotyczące tego, co
współczesna medycyna może zaoferować choremu, cierpiącemu z powodu schorzenia zagrażającego życiu.
Np. w wypadku raka trzustki, który często
rozpoznawany jest zbyt późno, średni czas od diagnozy do zgonu wynosi zwykle
mniej niż sześć miesięcy.
⇨ Gdybym zdiagnozował u siebie taką chorobę,
nie zdecydowałbym się na żaden z zabiegów takich jak chemioterapia, ponieważ
jest on wyczerpujący i doprowadzający do rozpaczy, zaś wskaźnik powodzenia jest
bardzo niski. Natomiast zdecydowałbym się na opiekę paliatywną*, która może okazać
się niebywale pomocna i skuteczna, aby czuć się komfortowo podczas procesu
umierania.
W jednym z sondaży, około połowa
niemieckich specjalistów przyznała, że nie poddaliby się operacjom, które
polecili swoim pacjentom.
⇨ Zdecydowana większość lekarzy wie, że
nadszedł czas, aby się poddać w sytuacji, w której specjalista diagnozuje zaawansowany,
agresywny nowotwór i stwierdza, że leczenie może - w najlepszym wypadku -
zwiększyć szanse na przeżycie dalszych pięciu lat o pięć procent.
Osobiście pamiętam tylko jednego lekarza spośród
wszystkich moich znajomych medyków, który zachorował na raka i walczył z pomocą
konwencjonalnej medycyny aż do śmierci.
Sceptyczne
podejście lekarzy dotyczące wartości owych „ratujących
życie" medycznych interwencji już
od dawna jest podejrzane.
Dr Eckart Fiedler z Barmer Ersatzkasse, niemieckiej firmy ubezpieczeniowej, stwierdził,
że np. badania przeprowadzone w 1996 roku wykazały, że lekarze zdawali sobie
sprawę z faktu, iż dla wielu pacjentów lepiej będzie jeśli zrezygnują z
operacji i nie skorzystają ze skalpela chirurga. Do podobnych wyników
doprowadziło badanie przeprowadzone wśród pielęgniarek w szpitalu w
Massachusetts; prawie połowa z nich odmówi leczenia, jeśli okaże się, że zachorują na poważną chorobę w wieku 85 lat
po tym, jak cieszyły się dobrym stanie zdrowia.
Lekarze, którzy usłyszą złe wiadomości o
stanie ich zdrowia, po prostu skoncentrują
się na cieszeniu się z ziemskiego życia, które im pozostało. Jednak ludzie
żyjący w niewiedzy łudza się, że mogą być tym jeden właśnie pacjentem, który
zareaguje pozytywnie na terapię i zostanie wyleczony.
Nie tak dawno temu, gdy byliśmy na
wakacjach, bliska mi osoba zaczęła cierpieć z powodu nietypowych objawów
duszności. Po powrocie do domu, badanie rentgenologiczne wykazało płuca
przepełnione płynem. Diagnoza: rak płuc.
To było w sierpniu. Kobieta zmarła po ośmiu
miesiącach w kwietniu. Zdecydowała się na jedną sesję chemioterapii i
oświadczyła, że nie zamierza przejść przez to nigdy więcej. Specjalista
orzekł, że gdyby zdecydowała się na dalsze tego rodzaju zabiegi, to może udało
by się dodać około dwóch miesięcy do jej życia.
Moja przyjaciółka nie widziała celu w
kontynuowaniu chemioterapii w takiej sytuacji. Starała się natomiast cieszyć
się pozostałym jej czasem bez doznawania cierpień powodowanych medyczną
interwencją. Jej zgon przebiegł tak dobrze, na ile to było w jej sytuacji
możliwe i po prostu cicho odpłynęła.
Większość pacjentów jednak żywi oczekiwania
co do tego, co lekarze mogą dokonać. Często dzieje się tak, że pacjent chciałby
przerwać leczenie, jednak czuje, że nie może tego uczynić ze względu na presję
ze strony członków rodziny i namawianie go do walki.
Na przykład rzeczywisty współczynnik
powodzenia reanimacji wśród ludzi, którzy doznali pełnego zatrzymania krążenia wynosi
tylko dwa procent, a
sam proces reanimacji często jest brutalne i bolesny, ale celem telewizyjnych
dramatów jak np. Holby City** jest
wmawianie masom magicznie osiąganych wyników leczenia, ukazując uzdrowionych w
ciągu kilku minut szczęśliwych pacjentów.
- Oczywiście
lekarze nie chcą umierać – pisze doktor Murray – chcą żyć, ale wiedzą wystarczająco dużo na temat nowoczesnej medycyny i
jej ograniczeń... Chcą mieć pewność, że
nigdy nie doświadczą - podczas swoich ostatnich chwil na Ziemi - że ktoś
połamanie ich żebra, próbując ich reanimować (bowiem tak się dzieje, gdy RKO***
jest przeprowadzana prawidłowo). Niektórzy członkowie medycznego personelu noszą
medaliki z wygrawerowanym na nich napisem "NO CODE". Jest to
informacja dla lekarzy, aby nie wykonywali na nich RKO. U niektórych widziałem
ten sygnał w formie tatuażu.
Jeżeli
pacjent cierpi z powodu ciężkiej choroby, jest w bardzo podeszłym wieku lub z
powodu choroby terminalnej, szanse na dobry wynik z użyciem RKO są
nieskończenie małe, a szanse na zadanie pacjentowi cierpienia są ogromne.
Prawie
wszyscy lekarze wiedzą, co znaczy "daremne postępowanie" -
kontynuuje Murray - co robimy z ludźmi,
gdy lekarze wypróbowują nowinki technologiczne na ciężko chorych pacjentach z końcem
ich życia. Pacjent
jest cięty skalpelem, perforowany rurami, podłączony do maszyn i traktowany
lekami i narkotykami. Nie mogę policzyć ile razy znajomi lekarze powiedzieli mi:
<
Obiecaj mi, że jeśli zobaczysz mnie w takim stanie - zabijesz mnie >"...
Na podstawie:
**) Szpital Holby City – telewizyjny serial
brytyjski opowiadający o codziennym życiu lekarzy, pielęgniarek oraz pacjentów
w szpitalu w Holby.
***) RKO - Resuscytacja
krążeniowo-oddechowa – zespół czynności stosowanych u poszkodowanego, u którego
wystąpiło podejrzenie nagłego zatrzymania krążenia, czyli ustanie czynności
serca z utratą świadomości i bezdechem.
Gdzie jest etyka lekarza? W portfelu...
OdpowiedzUsuń