Roman

Roman

czwartek, 14 lutego 2019

O MATRIKSIE SŁÓW KILKA - 9 - kontynuacja poprzedniego artykułu (8) - Kroki do nikąd


Amerykański poszukiwacz złota i podróżnik Richard G.Willoughby, nazwiskiem którego nazwano jedną z wysp nieopodal Alaski, również widział to zjawisko. Gdy po powrocie do Juneau, osiedla poszukiwaczy złota – dziś stolica stanu Alaska – opowiedział o tym, co zobaczył, został wyśmiany, Obrażony Willoughby kupił sobie używaną kamerę oraz kilka płyt fotograficznych i w nadchodzące lato postanowił znowu wybrać się w okolice lodowca Muir.
- I rzeczywiście..., w 1885 roku udało mu się dokonać – choć technicznie nie doskonałej, mało ostrej i nieodpowiednio naświetlonej fotografii, na której widoczna jest wyraźnie panorama dużego miasta, jak gdyby ktoś patrzał na nie z sąsiedniego wzgórza.

Od tej pory nikt już nie wyśmiewał Willoughby'ego, jednak po dziś dzień nie jest jasne, co właściwie ta fotografia pokazuje. 
- Wyjaśnienie posługujące się fatamorganą jest raczej problematyczne, ponieważ w owym czasie na Alasce nie było tak dużych miast, które mogłyby się „odbijać” w lodowcu. Samo Juneau było wówczas nic nie znaczącym obozem poszukiwaczy złota. Historia ta została w owym czasie rozchwytana przez prasę amerykańską i w końcu pewien dziennikarz z San Francisco, zidentyfikował to miasto jako Bristol w Anglii.
- Jedyny problem w tym, że Bristol oddalony jest od Alaski o tysiące kilometrów.
Czy zjawisko fatamorgana na tak wielką odległość jest w ogóle możliwe? Należy też wziąć pod uwagę, że Willoughby wykonał swoje zdjęcie po południu, a więc w czasie, gdy w Bristolu od dawna była noc.
- Inny tajemniczy szczegół: Otóż od 1901 roku nikt już nie widział nigdy „Cichego Miasta”, tak że prowadzenie dalszych badań tego fenomenu z pomocą nowoczesnych metod naukowych jest niemożliwe. Ostatni udokumentowany raport pochodzi od ekspedycji włoskiego księcia, d'Abruzzi'ego, z roku 1897, gdy jeden z uczestników wyprawy, niejaki C.W  Thornton  z Seatle obserwował to zjawisko i później napisał że: „nie trzeba było wcale wysilać wyobraźni, żeby wyraźnie widzieć miasto, które było tak wyraźnie widać, że raczej trzeba było wysilić wyobraźnię, żeby uwierzyć, że to, że na co się patrzy, miastem nie jest”.
Fotografia wykonana przez Willoughby'ego, znajduje się dziś w Muzeum Stanu Alaska.
Co ona przedstawia? O tym nadal można dyskutować. Niektórzy twierdzili, że niektóre płyty fotograficzne, które należały do tego aparatu, były już być może naświetlone i w ten sposób doszło do podwójnego naświetlenia. Jednak i to wyjaśnienie w obliczu epoki, w której nikt nie mógł polecieć odrzutowcem
z Anglii na Alaskę, niczego nie wyjaśnia. Poza tym, gdyby ta fotografia była fałszerstwem, wówczas także wszystkie inne - pochodzące od niezależnych od siebie i nie znających się nawzajem ludzi - raporty badaczy i Indian należy uznać za fałszywe.
- Nieważne zresztą, jakie mamy zdanie na temat fotografii dokonanej przez Willoughby'ego oraz na temat indiańskich źródeł i innych – przypadek znany pod nazwą Silent City (Ciche Miasto) jest do dzisiaj w naukowy sposób nie zbadany w sposób zadowalający, a tym samym kandyduje na miano potencjalnego błędu w Matrycy.- W tych opisanych przez nas w niniejszym rozdziale przeżyciach, błędy
w Matriksie występowały w zależności od miejsca, w którym wystąpiły,
a w niektórych miejscach nawet wielokrotnie w tym samym miejscu.
- Często stare budowle, jak twierdze albo zamki stanowią wyzwalacz tego typu fenomenów. Czy więc osobliwe zjawiska dzieją się dlatego, ponieważ w tych miejscach stoją takie historyczne budowle, czy też odwrotnie – te budowle postawiono tam właśnie, ponieważ w tych miejscach dzieją się rzeczy nie tak, jak to być powinno?
- Tym interesującym pytaniom poświęca się dziedzina nauki badająca oddziaływanie „miejsc mocy” i która już od dawien dawna znana jest jako geomantia. Dziś można udowodnić, iż rzeczywiście nie tylko, że takie miejsca mocy istnieją, lecz także że istnieje sieć stworzona z takich miejsc, obejmująca cały nasz glob równomiernymi strukturami. Dziś mamy też możliwość tworzenia naukowych modeli wyjaśniających te dziwne zjawiska.- Ponieważ jednak temat ten odciągnął nas zbyt daleko od tematu, jakim jest występowanie błędów w Matriksie, dlatego w tym miejscu rezygnujemy
z dalszych wyjaśnień dotyczących geomantii. Zainteresowanym Czytelnikom proponujemy przeczytanie naszych książek: Das Erbe von Avalon (Dziedzictwo Avalonu, Wyd. Prokop), Zaubergesang (Czarodziejski śpiew, Wyd. Kos; tłumaczenie Roman Nacht) oraz „Spektrum der Nacht” (Spektrum nocy,
Omega-Verlag, Aachen).
- Powróćmy teraz do owych osobliwych spotkań z równoległymi światami. Opisane w tym rozdziale przeżycia, były z pewnością interesujące i trzymające
w napięciu, a chwilami nawet trochę makabryczne. Jednak wspólną cechą dla nich wszystkich jest fakt, iż dla osób, które je przeżyły, okazały się one
w gruncie rzeczy nieszkodliwe i nie pociągające za sobą żadnych istotnych następstw.
- Czy można w takim razie wyjść z założenia, że tak musi być zawsze?
- Skoro Matrix rzutuje rzeczywistość i ma w sobie dziury, w takim razie nie jest to wcale samo przez się zrozumiałe, że można przez te dziury zaglądnąć na drugą stronę. Co stałoby się, gdyby ktoś naprawdę – bezwiednie – przeszedł przez taką dziurę?
- Istnieją rzeczywiście ludzie, którym coś takiego już się przytrafiło. Nie wszyscy wyszli z tej sytuacji obronną ręką. Ich przeżycia stały się powszechnie znane tylko dlatego, ponieważ niezależni świadkowie byli ich obserwatorami, świadkami czego właściwie?i
- Niewiarygodne, ludzie ci byli świadkami zniknięcia bez śladu innych ludzi, albo też ich pojawiania się znikąd.
W pustce czasoprzestrzeni    Kroki do nikąd
- "Szedłem tak dalej i dalej wzdłuż Piątej Aleji, bez krawata i w ogóle... I nagle zaczęło się coś niesamowitego: Za każdym razem, gdy miałem minąć jakąś boczną ulicę i schodziłem z tego przeklętego chodnika, miałem uczucie, że nie dojdę już do drugiej strony ulicy. To było takie uczucie, jakbym musiał zapadać się coraz niżej, niżej i niżej i już żaden człowiek mnie nigdy nie ujrzy.
- Byłem przestraszony. Nikt nie potrafi sobie tego wyobrazić. Spociłem się jak idiota. Moja koszula, moja bielizna – wszystko było na mnie mokre. Więc przechodząc przez następne skrzyżowania udawałem sam przed sobą, że idę
z moim bratem Allie i z nim rozmawiam. Powiedziałem: „Allie, nie pozwól żebym zniknął. Allie, nie pozwól żebym zniknął. Proszę, Allie. A gdy przeszedłem szczęśliwie na drugą stronę jezdni nie zniknąwszy, dziękowałem mu.
- Przy następnych przecznicach zaczęło się to od nowa. Ja jednak szedłem dalej. Prawdopodobnie bałem się stanąć; szczerze mówiąc już sobie nawet nie przypominam... Wiem jeszcze, że doszedłem aż do 17-tej ulicy i jeszcze dalej – aż za ZOO. Wtedy dopiero usiadłem na ławce”
.
- O Holdenie Caulfieldzie, młodocianym protagoniście ze słynnej powieści
The Catcher in the Rye” (Buszujący w zbożu) Jerome’a D. Salingersa napisano - już wiele, a przede wszystkim o tym, że Holden za dużo myśli i za dużo gada. Rzeczywiście czytając całą powieść, trzeba mieć wiele cierpliwości 
do wysłuchiwania wszystkich młodzieńczych fantazji typowego,młodego buntownika późnych lat czterdziestych XX-go wieku...
- Lecz powyżej zacytowany fragment jest o czymś innym. Tu nie chodzi o jego pierwszy kontakt z dziewczyną, o oceny w szkole, przyjaźnie albo plany na przyszłość. Holden boi się czegoś tak codziennego, jak przejście przez jezdnię, zaś boi się dlatego, bo nie jest pewien, czy mu się to uda - czy dotrze do drugiej strony jezdni, czy też zniknie bez śladu.
- Czy przy końcu powieści Holden całkowicie zwariował?- Chyba nie, bowiem istnieją ludzie, którzy coś podobnego przeżyli. - Nieoczekiwanie natknęli się na błąd w Matriksie. Na szczęście niektórzy z nich nie zniknęli na zawsze, tak że mogli później opowiedzieć o swoim przeżyciu.
- Ewa B. jest kobietą rzeczową, nowoczesną, aktywną zawodowo, której nie grozi zatracenie się bez powodu w swoich marzeniach. W każdym razie już od dawna nie musi walczyć ze swoimi młodzieńczymi fantazjami. A jednak pewnego dnia, nieoczekiwanie zmuszona była przeżyć dokładnie to samo, co w wyżej wymienionej powieści tak bardzo przeraziło Holdena Caulfielda.

- Ewa mieszka w małym mieście. Kilka lat temu pojechała przed południem na zakupy do sąsiedniej miejscowości. Było to w lutym. Był to dzień wolny od pracy, więc miała czas dla siebie i była w dobrym nastroju.- Miasto, w którym robi zakupy, zna dobrze od dziecka. Ewa nie ma więc problemów z orientowaniem się w tej okolicy.- Wyszła z małego centrum handlowego, składającego się z wielu poszczególnych sklepów i chciała przejść na drugą stronę ulicy. Już jedną nogę postawiła na jezdni..., gdy nagle odczuła w swojej głowie coś takiego jak „klik”... i w tym momencie odczuła coś jakby „niebyt”... i jakby znajdowała się w ogóle gdzieś indziej, w jakimś jej nie znanym miejscu. W każdym razie nie przeszła przez jezdnię na drugą stronę ulicy tak jak zamierzała.
Ewa przestraszyła się i od razu zrozumiała, że coś się stało..., coś ważnego, bardzo godnego uwagi..., obraz wyglądał zupełnie inaczej niż jeszcze sekundę temu. Cała ulica nie była tą, po której przed chwilą szła. Także domy wyglądały inaczej. Ewa nie wiedziała dokąd ma się skierować
Jeszcze przed sekundą była mijając wielu przechodni, a tu, gdzie się nagle znalazła, było pusto, nie było ludzi...

Ewa popadła w panikę. Przerażona zaczęła biegać po ulicy w różnych kierunkach. W końcu w tym stanie natrafiła jakąś kobietę, która właśnie wyszła ze swojego domu. Ta, pomogła Ewie uspokoić się i zaprowadziła ją z powrotem na ulicę, na której doszło do tego wydarzenia.

Dopiero teraz Ewa zdała sobie sprawę z tego, że jeden krok przeniósł ją w przestrzeni o prawie dwa kilometry. Wprawdzie nadal znajdowała się w tym samym mieście, to jednak znalazła się nagle na małej uliczce, po bokach której rosło wiele zielonych drzew i stały piękne, małe wille. Panika nie pozwoliła jej rozpoznać tej uliczki mimo to, iż ją znała. Nie byłaby sama w stanie bez pomocy tej kobiety wrócić o własnych siłach na tę ulicę, z której przed chwilą zniknęła. Była zbyt mocno zdezorientowana.
Szybko wróciła do domu. Ów dzień w lutym pozostanie dla niej na zawsze zagadką. Dzień, w którym nagle zniknęła i została przesunięta w czasoprzestrzeni.

Grażyna miała okazję przeprowadzić wywiad z Ewą B.:

    Kiedy doszło do tego przeżycia i czy możesz sobie przypomnieć, o której to było godzinie?
    To było 11 lutego 1994 roku, w piątek. Między godziną 14.40 a 15.10.
Mogę z taką precyzją podać te dane, ponieważ przypadkowo na chwilę przedtem spojrzałam na zegarek, aby sprawdzić która godzina.
Pomyślałam sobie jeszcze, czy nie powinnam o 15-tej wyruszyć w drogę powrotną do domu, czy może pospacerować jeszcze po sklepach. W końcu zdecydowałam się zostać tam trochę dłużej, tak gdzieś do 15.30.
A więc o 14.40 z całą pewnością znajdowałam się jeszcze na ulicy przed centrum handlowym.
    - Czy sprawdziłaś, która była godzina, gdy znalazłaś się nagle na tej innej ulicy? Oczywiście jest to raczej ryzykowne pytanie, czy w stanie paniki spojrzałaś na zegarek; chciałabym jednak dowiedzieć się, czy w twoim przeżyciu zaistniała także różnica w czasie.
    - Tak. Spanikowałam, jednak wciąż pamiętałam o tym, że o 15.30 chcę już wracać do domu... Jednak w tej chwili, gdy rozpoznałam moje dziwne położenie, oczywiście nie patrzałam na zegarek. Tak więc nie mogę powiedzieć, czy wystąpiła także różnica w czasie.Wiem tylko, że o 15.10 faktycznie jechałam już w kierunku mojego domu. Dopiero w tym momencie, gdy pomyślałam sobie teraz jesteś bezpieczna, znowu spojrzałam na zegarek. Możliwe, że zaistniało przesunięcie w czasie i kilka minut, jednak bazując na moich odczuciach, wszystko to rozegrało się w relatywnie krótkim czasie.- Jakie warunki atmosferyczne panowały owego dnia w tym miasteczku,
w którym zniknęłaś? Czy warunki atmosferyczne różniły się z tymi, które panowały w twoim mieście?
    To był piękny, słoneczny dzień. Nie wiał wiatr, w miasteczku było jakby cicho  - powiedziałabym – i we mnie też było jakoś zadziwiająco cicho. Pamiętam, że czułam się taka odprężona i niosłam w sobie ogromny spokój.
To nawet śmieszne..., żeby w dzielnicy handlowej mieć takie odczucia.
W miejscu docelowym panował raczej ponury nastrój, żadnego ruchu ulicznego; tak wyglądało, jakby wszystko było martwe.
- Czy możesz nieco dokładniej opisać ów wspomniany przez ciebie klik w głowie?    - Użyłam pojęcia klik, ponieważ kojarzę go z przejściem między dwoma etapami – przedtem i potem – bez odczuwania upływu czasu. Może lepiej byłoby użyć pojęcia impuls? Podam przykład. Przyjmijmy, że tracę równowagę na lodzie, a zarazem już leżę na lodzie. Zanim jednak upadnę, mój mózg w ułamku sekundy zdąża poinformować mnie o tym, z pomocą drgnięcia. Nie mam jednak czasu na reakcję.- Dokładnie takie było wtedy moje odczucie. Wiedziałam, że coś się dzieje, ale nie miałam czasu do namysłu. Przejście było płynne. Nawet nie potknęłam się między startem a lądowaniem!- Jakie wizualne, akustyczne i kinestetyczne wrażenia odbierałaś przed zniknięciem i potem?- Na tej ulicy handlowej, słyszałam normalne odgłosy, jak to na ulicy, widziałam ludzi, którzy szli przede mną i koło mnie. Oglądałam wystawy. Wiem, że nawet
o czymś myślałam. Niestety z powodu tego kliknięcia, ta myśl została wymazana. 
Po pojawieniu się na tej innej ulicy, czułam ból głowy, który jednak szybko minął. Nie słyszałam też typowych odgłosów ulicy. Moim pierwszym wrażeniem był obraz wielu domów, pięknych willi stojących pośród drzew; te jednak stanowiły jakby tło i wyglądały tak, jakby były dwuwymiarowe... Dopiero z czasem stały się bardziej plastyczne i nabierały szczegółów. Czułam się pusta
i szczerze mówiąc czułam się głupio. Byłam jak sparaliżowana. Nie potrafiłam rozpoznać tej ulicy i miałam takie wrażenie, że nigdy w tym miejscu nie byłam, choć to nie prawda, bo znam tę uliczkę bardzo dobrze. Ale wówczas stałam na środku tej ulicy, kręcąc się we wszystkie możliwe kierunki i czułam okropny strach. Moja dezorientacja i panika przerastały mnie. (Tak czują się dusze, które wyszły z ciała po nieświadomym życiu i długoletnim utożsamianiu się z ziemskim ciałem, w którym żyły. Dop. tłum, RN)
- Czy po tym przeżyciu zaobserwowałaś u siebie jakieś fizyczne albo psychiczne objawy?- W mojej obecności często zakłócone zostaje funkcjonowanie radioodbiorników
i telewizorów, ale może nie ma w tym niczego specjalnego? Przecież wokoło nas jest tak wiele przeróżnych częstotliwości ... 
Doznawałam stanów lękowych... Dopiero po upływie wielu miesięcy zdobyłam się na odwagę, żeby raz jeszcze odwiedzić to miejsce, w którym pojawiłam się znowu w naszym świecie
i obejrzeć sobie dokładnie tę okolicę. Poszłam tam, ponieważ pomyślałam sobie, że tam jest też to miejsce, w którym zniknęłam. Prawdę powiedziawszy bałam się..., bałam się, że mogę znowu zniknąć... 
Później udałam się także w to miejsce, w którym zniknęłam. Od jednego do drugiego miejsca szłam pieszo... To było dziwne uczucie stwierdzić, że ten odcinek drogi istnieje rzeczywiście i że potrzebuje określonego czasu, aby go pokonać...Moja zdolność postrzegania nieco zmieniła się od czasu tego przeżycia. Czuję czasem wokół siebie zapachy, których inni ludzie nie czują. Czasem znikają małe przedmioty z mojego otoczenia i pojawiają się ponownie. Niechętnie o tym wszystkim rozmawiam, ponieważ to wszystko brzmi tak fantastycznie, a ja nie mogę tego udowodnić. Logicznym wyjaśnieniem byłoby przypuszczenie, że coś zapomniałam, albo przełożyłam w inne miejsce. Inaczej nic się nie zmieniło. Pracuję i żyję jak każdy normalny człowiek. I tak sobie często myślę, że chciałabym pojąć o co chodziło w tym przeżyciu, chcę je zrozumieć i nie potrafię.
- Właściwie to szkoda, bowiem dotknęłam nieznanego, jednak nie było mi dane, nie jestem w stanie rozpoznać na czym to zjawisko polega.- Czy w pobliżu miasta, gdzie się to wszystko stało, istnieją jakieś większe obiekty przemysłowe albo tereny zamknięte, należące do wojska?- Nie. Tam nie ma takich obiektów. Około 9 km na południe mamy tylko jeden maszt telewizyjny.- Cieszę się w takim razie, że wróciła pani do naszej rzeczywistości, bow przeciwnym razie nasza rozmowa nie mogłaby dojść do skutku.
    [...] Oczywiście nie możemy ostatecznie wszystkiego wyjaśnić, co owego dnia przytrafiło się Ewie B. W każdym bądź razie mamy tu jeden z tych skrajnych przypadków, świadczących o tym, że człowiek nie tylko w swej świadomości, ale także fizycznie wyszedł poza ramy przestrzeni i czasu.- Bardzo ciekawym jest owo krótkotrwałe „uczucie nieistnienia” opisane przez Ewę. (Żyjąc w ludzkim ciele dusza uzależnia się od swoistego, ziemskiego drgania. dop. tłum. RN)
 
- Jej podróż składała się najpierw ze skoku w przestrzeni; przesunięcie o ok. 2km. - Teoria względności Einsteina wymaga jednak w takich przypadkach także skoku w czasie, ponieważ przestrzeń i czas są ze sobą nierozłącznie sprzęgnięte. Ta różnica w czasie była widocznie niezwykle mała i dlatego Ewa jej nie zdołała zauważyć. Nie oznacza to jednak, że zasadniczo nie byłoby możliwe
w przyszłości docelowe pokonywanie większych odległości w wymiarach czasoprzestrzeni.
- Interesującym w tej historii jest z pewnością stopniowe rozbudowywanie się realności w momencie pojawienia się Ewy znowu w naszej rzeczywistości, tak jakby Matrix stopniowo ustabilizował się i poprawił. To nie było spontaniczne wydarzenie, lecz był to proces, który wymagał pewnego czasu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz