Grudzień
1991 roku - godzina 3:00 w nocy - Josi ben Amos jedzie w taksówce niedaleko
Beit Shaan. Nagle zauważa przez okno samochodu dziwny świetlisty obiekt w
odległości około 150 metrów. "To było bardzo miłe dla oka światło".
Lecący
obiekt zbliżył się do taksówki od strony frontowej. Josi pomyślał, w pierwszej
chwili, że jest to może helikopter, którym przybyli od strony Jordanii
terroryści. Razem z kierowcą doszli jednak do wniosku, że to chyba szybowiec,
jako że nie docierał do nich odgłos pracy silnika. Obaj postanowili, że
wyprzedzą go udając, że niczego nie zauważyli i szybko zawiadomią policję. W
pewnym momencie lecący obiekt zatrzymał się w powietrzu nad przemysłową
dzielnicą miasta. W tym czasie taksówka zatrzymuje się przed budką
telefoniczną. Josi biegnie połączyć się z policją. Gdy policjanci przybyli na
miejsce, gdzie stała zaparkowana taksówka i na własne oczy mogli przyglądnąć
się owemu wielkich rozmiarów promienistemu obiektowi wiszącemu w powietrzu nad
miastem, postanowili zbudzić komendanta, pana Ichaka Mordechaja, który od razu
wydał rozkaz, żeby połączyli się z najbliższą bazą wojskową, z oficerem
dyżurnym sił powietrznych, z jednostką pogranicza oraz kazał zaalarmować
okoliczne kibuce. Po kilkunastu minutach już zaroiło się od wojskowych. W
pewnej chwili obiekt ruszył z miejsca sunąc po niebie w kierunku jordańskiej
granicy, a w ślad za nim ruszyła karawana wojskowych i policyjnych dżipów. Nad
granicą obiekt zatrzymał się i zatrzymały się wojskowe i policyjne pojazdy.
Obiekt ruszył z miejsca i poleciał z powrotem nad Beit Shaan. Tu zatrzymał się,
jakby czekał, żeby karawana mundurowych zdążyła dojechać, po czym przesunął się
po niebie nad kibuc Maoz Chaim.
W tym czasie
do większości umundurowanych biorących udział w pogoni za świetlistym obiektem
dotarło, że to, co widzą nie jest dziełem rąk ludzkich i że nie chodzi tu o
akcję terrorystyczną. Gdy zaczęło świtać obiekt "skoczył" gwałtownie
w górę, zamienił się w punkcik i znikł. W tej sytuacji władze - nie mając już
możliwości zignorowania tak wielkiej ilości naocznych świadków, a wśród nich
policjantów, żołnierzy, kibucników, pana Ben Amosa i kierowcy taksówki, którzy
wspólnie doświadczyli czegoś, co nie należy do matrixa naszej rzeczywistości -
były zmuszone ustosunkować się poważnie do sprawy, lecz... bynajmniej nie
zrobiono niczego w tym kierunku.
Joram
Torbatian: "Sprawa z Bait Shaan badana była nie tylko przez badaczy
prywatnych, lecz także przez placówki wojskowe i rządowe. Następnego poranka,
po tym wydarzeniu, komendant policji, pan Mordechaj, odpowiedział na pytania
dziennikarzy, co mu wiadomo na temat tego wydarzenia i co się poprzedniej nocy
wydarzyło. Nie minęło kilka godzin, a sytuacja już uległa zmianie. Pan
Mordechaj najwidoczniej nie był odgórnie przygotowany do udzielenia wywiadu w
tej materii. Wygląda na to, ze powiedział zbyt wiele, ponieważ od tej pory
postanowił nie udzielać żadnych informacji prasie na ten temat i trwa to po
dzień dzisiejszy".
I znów
powstała niezdrowa sytuacja. Stan chroniczny, który powstał z powodu zbędnego
utajniania informacji. Tysiące Izraelczyków chciało dowiedzieć się, co się
wówczas stało. Tysiące inteligentnych i bez tego wydarzenia żyjących w stałym
stresie ludzi, którzy mają prawo dowiedzieć się, co się dzieje w ich kraju.
Ludzie telefonowali do stacji radiowych i telewizyjnych ponieważ, z powodu
utajnienia sprawy nie wiedzieli, co mają o tym myśleć. Ludzie ci są
zaprogramowani i przyzwyczajeni do tego, że rząd powinien im powiedzieć o czym
i jak mają myśleć. Tym razem jednak rząd nie odegrał roli informującego i
ludzie czuli się jak mrówki po utracie kontaktu z królową. Wielu myślało, że
znów wybuchła wojna, co nie jest rzadkim zjawiskiem w izraelskiej
rzeczywistości, inni zaś snuli domysły, że doszło do walki z oddziałem
terrorystów, ale byli też tacy, że widzieli to wszystko na własne oczy, ale...
nie rozumieli, co widzą, bo jak powszechnie wiadomo, to, o widzą nie istnieje, bo istnieć nie powinno...
Tak na ten temat wypowiedzieli się mądrzejsi od nich ludzie z dyplomami w
kieszeniach i tak to wyglądało w ujęciu mikro i tak to będzie wyglądało w
ujęciu makro, czyli globalnie w dniu, gdy ludzkość nieprzygotowana na
zobaczenie pojazdów kosmicznych spoza Ziemi, zobaczy je na własne oczy, a
wówczas postawi jeszcze jedno pytanie: "Dlaczego nie przygotowaliście
nas?!"
Ten dzień
jest już blisko.
Komendant
Ichak Mordechaj z początku jasno i wyraźnie odpowiadał na pytania dotyczące
wydarzeń uprzedniej nocy. Na pytanie, co to było odpowiedział:
- To nie był
samolot, to nie był helikopter, ani meteor. To było to, co nazywamy UFO.
I proszę: nie wybuchła panika, nikt nie popełnił samobójstwa i nikt
nie zwariował i nie zabił z tego powodu swoich dzieci. Naiwni. lojalni obywatele myślą tak: przecież gdyby rząd
coś wiedział, to przecież poinformowałby naród..., zresztą żyjemy w czasach, kiedy to prasa donosi o wszystkim...,
przecież dzień w dzień środki masowego przekazu częstują nas nowy
skandalem...
Naczelny komendant, Ichak Mordechaj:
"Potem jak pan Josi ben Amos skontaktował się z policją, wysłano natychmiast radiowóz policyjny, aby
sprawdzić, o co chodzi. Policjanci stwierdzili, że chodzi o świetlisty obiekt
lecący nad ziemią od strony Jordanii. Natychmiast wysłano po mnie samochód. Przybyłem na
miejsce i z moimi ludźmi rozpocząłem pościg za obiektem, który zatrzymał się na
moment nad granicą z Jordanią, po czym przeskoczył nad kibuc Maoz Chaim. Razem z
siłami bezpieczeństwa i wojskiem pozostaliśmy na miejscy do 6:00 rano. Wtedy to obiekt... zniknął. Ten obiekt promieniował... Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Szacuję, że leciał na wysokości około 200 metrów nad ziemią... Na tle gwiazd prezentował się wspaniale! Obiekt chybotał się z jednej trony na drugą przez chwile, a gdy doszedł do
równowagi, stanął w bezruchu. To niebywałe. Po prostu "zawisł" na tle
nieba. Nie sądzę, żeby obiekt ten miał zamiar zachować się do nas wrogo. To
wyglądało tak, jak gdyby ktoś znajdujący się w tym obiekcie zainteresowany był
naszymi reakcjami. Prawdę powiedziawszy nie mogę z całą pewnością powiedzieć,
co to było, jednak z drugiej strony widziałem to, co widziałem i to nie przez
chwilę, lecz trwało ponad dwie i pół godziny".
Wyobrażam sobie jak to
wyglądało z perspektywy świadomości istoty pilotującej ten kosmiczny pojazd:
mrówki w pościgu za lecącym nad nimi orłem. W księdze raportów komendy policji
w Betshaan pod datą raportu dopisano <Zdarzenie z UFO>.
Kilka godzin
później do naczelnego komendanta Mordedaja wysłano dziennikarza z Hadashot - Gabriela Nicana. Tym razem nie był to już ten sam pewny siebie oficer policji, komendant opowiadający o tym, co przeżył minionej nocy. Pan Mordechaj zjawił
się tym razem w towarzystwie rzeczniczki Komendy Centralnej Izraelskiej Policji, która starała się - delikatnie to ujmując - zbagatelizować całe to nocne wydarzenie, lecz na szczęście ku widocznemu niezadowoleniu komendanta Mordechaja,
który koniec końców przyznał, że jest mocno wstrząśnięty tym co widział i mimo
iż znajdował się pod kontrolą swojej towarzyszki, dodał, że nie tylko on
przybył na to miejsce ze swoimi ludźmi, lecz wielu policjantów z sąsiednich
komisariatów, jednostki pogranicza, strażnicy z kibuców, służby bezpieczeństwa
i wojsko. "To było bardzo intensywne przeżycie. Po raz pierwszy w życiu czułem się zmuszony
do brania udziału w takim pościgu; i jeszcze jedno, nie przeżyłem tego sam.
Wraz ze mną przeżyło to wielu ludzi. Nie mam żadnych wątpliwości, co do tego,
co wydarzyło się ubiegłej nocy."
W tej sytuacji pani major zadała następujące pytanie:
"Jak właściwie doszło do strzelaniny? Kto
strzelił w kierunku tego obiektu?"
(A ja zadaję pytanie - dlaczego
strzelano? Do kogo? Przecież pan komendant wyraźnie powiedział, że nie zauważył żadnej oznaki
wrogości ze strony tego świetlistego obiektu. W moim mózgu powstaje obraz dzikusów
rzucających kamienie i dzidy w kierunku helikoptera).
Powoli zaczynamy rozumieć
dlaczego komendant Mordechaj zniknął na całe przedpołudnie w biurach komendy w Jerozolimie i
dlaczego zjawił się ponownie w telewizji w towarzystwie rzeczniczki izraelskiej
policji, która otrzymała instrukcje "z góry" jak należy pokierować rozmową w trakcie przeprowadzanego na żywo wywiadu z komendantem. W tym
miejscu pojęcie "z góry" nie odnosi się do sił boskich ani astralnych. Nikt na Ziemi nie
chce, żeby wyrzucono go z pracy. Nikt nie chce pozbawić się otrzymywania na stare
lata emerytury tylko ze względu na wolność sumienia, wolność słowa czy wolność
myśli - ani komendant naczelny, ani pani major, ani ci, którzy wierzą, że są
"na górze". Nie opłaca się. Po co grać rolę ofiary?
Z tej przyczyny pan komendant nie odpowiedział bezpośrednio na tak istotne pytanie jak to, które wymknęło się
rzeczniczce policji:
- Kto strzelił w kierunku tego obiektu?
- Nie wiem - odpowiada wymijająco komendant.
- A może to z obiektu strzelali jak
pierwsi? - podpowiada pytaniem pani major - może tak było, że to z UFO padły pierwsze strzały.
- Raczej nie - odpowiada Mordechaj. - UFO zatrzymało się
w miejscu i tkwiło cały czas na kibucem Chaim Maoz. Obserwowałem ten obiekt nieustannie.
Teraz pani major nie ma już
wyjścia. Wiadomo, że wojsko ostrzelało nieznany, niezidentyfikowany obiekt
latający. Niezidentyfikowany czy zidentyfikowany, to nie ma znaczenia. Obiekt
oddalił się, a raczej znikł nie podejmując walki. Broń armii izraelskiej nie wywarła na nim
żadnego wrażenia. Zignorował miotane weń dzidy i strzały z łuków. To jest przekazem i odpowiedzią na wszystkie pytania
Izraelczyków dotyczące tego wydarzenia; odpowiedzią na przekaz Ziemian:
"Wtargnęliście bez wizy w naszą atmosferę, zbliżyliście się do naszej planety, w przestrzeń powietrzną naszego kraju!"
Podejrzewam, że istoty te pomyślały sobie:
"OK - do
następnego razu, w innej czasoprzestrzeni."
O co chodzi?
O różnice świadomości. Posługując się słowem "nasze", przywłaszczamy sobie terytoria, obiekty, ludzi (tak - ludzi: nasz naród, nasze mienie, nasze żony, nasze dzieci...). Ale ten model myślenia nie obowiązuje powszechnie w Nieskończoności, w której żyjemy. W nieskończoności istnieje nieskończenie wiele modeli rozumowania - czy to się nam podoba, czy nie.
TO JEST WŁAŚNIE PRZYCZYNĄ UTAJNIANIA ZJAWISKA UFO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz