Roman

Roman

czwartek, 29 sierpnia 2013

[5] Aktywność istot pozaziemskich w Izraelu c.d



    Po dwóch latach latające dyski pojawiły się znowu. 

    • Styczeń 1993 - ogromnej wielkości dysk zawisł na jeziorem Kineret (Genezaret) i lekko się kołysząc tkwił tam przez dwie godziny. Setki Izraelczyków i turystów obserwowało to zjawisko wraz z wezwanymi na miejsce policjantami
    • Marzec 1993 - Fureidis (Pardis), miasteczko sąsiadujące z gminą Kadima. Jak można było dowiedzieć się m.in. z dziennika Jediot Achronot, Pardis zamieszkałe jest przez izraelskich Arabów, szczególnie urzędników, którzy nie czują potrzeby tworzyć wokół siebie niezdrowej sensacji, ani nie poświęcają swego czasu na badanie zjawisk parapsychologicznych ani paranormalnych. Mimo to zgodnym chórem potwierdzili, że w ciągu dwóch tygodni znajdowali się pod wpływem latającego talerza, który opanował ich miasteczko. Pojazd ten początkowo wyglądał jak wielka chmura, na wierzchołku której znajdowała się kopuła. (Taka "chmura" znana już nam jest z biblijnej Księgi Wyjścia).


      Zjawisku temu towarzyszył efekt uboczny, - tak silny powiew wiatru - że kilkanaście potężnych drzew zostało wyrwanych z ziemi a dachy domów fruwały w powietrzu. Jak donosili mieszkańcy, chmura ta pojawiła się znikąd i potrafiła też niknąć znienacka. Opowiadają też, że pewien rybak został ciężko ranny.

      [Howard Menger, autor książek From Outer Space to You i The High Bridge Incident  spotkał się w stanie New Jersey z kosmitami o innej mentalności. Gdy nadłamali gałąź drzewa na podwórzu za jego domem, na drugi dzień drzewo stało już "uleczone" z "zagojoną" gałęzią. Ci bracia z kosmosu zademonstrowali inną siłę niż ci z nad Pardis... i nota bene nie byli gigantycznej budowy].

      •  Ogrodnik, Uuda Abu-Abad (lat 25)"Wyszedłem z domu wcześnie rano i nagle zobaczyłem ogromną chmurę poruszającą się z wielką szybkością po niebie. "Chmura" ta zbliżała się szybko od morza w kierunku naszego miasta".

        (To, co ludzie nazywają "chmurą" spowodowane jest jonizacją powietrza wokół kosmicznego pojazdu; chodzi tu o kamuflaż. Ludzie patrzą na to, do czego są przyzwyczajeni i oczekują zobaczyć na niebie - np. chmurę).

        "Nagle chmura ta znienacka obsunęła się w dół..., jakby spadła na ziemię i w tym momencie zdawało mi się, że słyszę jakieś dziwne odgłosy. Czułem to tak, jakby... trzęsienie ziemi. Nad tą chmurą pojawił się ogromny talerz.

        (Proszę zwrócić uwagę na słowa jakich używa Abu Abad, aby opisać jako tako to, co widział i odczuwał. Jak czytamy w starych pismach [nie tylko świętych], w różnych epokach ludzie obserwowali latające po niebie talerze,  spodkigarncerondle, patelnie, cylindry, meloniki i cygara, a ostatnio bumerangi). 








      Nagle chmura z niebywałą szybkością przeleciała nad drzewami i zobaczyłem jak zostały w sekundzie wyrwane z ziemi i leciały w powietrzu. Kobiety w panice łapały swoje dzieci i uciekały do domów".

      • Mahmud Ahusallach :"Wyszedłem o piątej rano z bratem i kolegą. Mieliśmy jechać na ryby. Wszystko wyglądało normalnie; było przyjemnie i spokojnie. Gdy znaleźliśmy się z naszą łodzią daleko od brzegu, pojawiła się na niebie chmura, która znienacka zanurkowała w naszym kierunku. W chwili, gdy była już blisko zrobiła zakręt w powietrzu wokół naszej łódki i wtedy zobaczyliśmy, że to nie jest chmura, lecz ogromny dysk. W tej samej chwili znaleźliśmy się pośrodku szkwału jakiego nie znaliśmy do tej pory, a fale były tak ogromne, że myśleliśmy, że to już ostatnia chwila naszego życia. Myślę, że fale te miały około 7 metrów wysokości. W tym miejscu nie widzieliśmy jeszcze tak wysokich fal. Jedna z fal zmiotła mnie do wody z taką mocą, że pomyślałem: <Już po moim kręgosłupie>. Mój brat z kolegą chwycili mnie za ramiona i wyciągnęli z wody w ostatniej chwili". Dziennikarze rozmawiali z wieloma starszych wiekiem mieszkańcami miasteczka, ale nikt z nich nie pamiętał podobnego wydarzenia za ich życia.

        • Aamasz Basam - arabski dziennikarz mieszkający w Pardis, właśnie wyjeżdżał z miasta, gdy znienacka zbliżył się do jego samochodu obiekt latający.
        • "Ten pojazd  po prostu "najechał" na mnie, wyprzedził mnie i błyskawicznie poleciał w kierunku baraku... Wyglądało to tak jakby dysk, chciał wbić się w ten barak. Jednak w oka mgnieniu wzniósł się lekko nad dach baraku i odleciał..., a barak rozleciał się na kawałki... Dysk w jednej sekundzie zniknął w niebie".


      Jest to pierwsze tego typu wydarzenie, gdzie latającym nad dzisiejszym Izraelem pojazdom kosmicznym chodzi o zaprezentowanie ich siły i zdolności, jednak nie armii, lecz przeciętnym ludziom, którzy wyrwani ze snu codzienności będą zmuszeni powiadomić o tych wydarzeniach środki masowego przekazu, a nie tak jak ma to miejsce w przypadku tego typu prezencji i spotkań drugiego stopnia z pilotami wojskowymi i cywilnymi, które muszą zostać w teczkach opieczętowanych  jako "ŚCIŚLE TAJNE".


      Po raz pierwszy też w historii nowożytnego Izraela "latający talerz" spowodował szkody. Hadassa Arbel nie myśli jednak, że obiekt ten spowodował szkody umyślnie. Hadassa myśli, że ów latający pojazd mógł mieć jakiś problem energetyczny w trakcie przejścia ze stanu materialnego w niematerialny (ang.: mat/demat process)... Jakby nie było, kosmiczni goście nie przeprosili nikogo, nie naprawili szkody i nie dali odszkodowania,  mimo iż mogli tak uczynić, aby mówiono o nich w pozytywny sposób. Widocznie na tym właśnie im zależało..., lub też było to dla nich obojętne.
      Firma ubezpieczeniowa też w takim wypadku odszkodowania nie wypłaci, bo jak wiadomo, coś co formalnie nie istnieje, nie może spowodować szkody! Jakie to banalne w naszym świecie.
      Wszystko to wyglądało na zaprezentowaniu technologicznej wyższości bydłu naziemnemu, które spowoduje szum medialny wokół takiego zajścia... Gdyby dajmy na to, taki latający dysk zaprezentował swoje zdolności w identyczny sposób nad bazą sił powietrznych np. w Chacor i zdemolowałby przy tym barak lub budynek wojskowy, wówczas z całą pewnością świat nie dowiedziałby się o tym wydarzeniu. [No... chyba że to piloci izraelscy lecieli tym pojazdem..., czego wykluczyć nie wolno...].

      Z drugiej strony powinniśmy zadać sobie następujące pytania:
      - Jak  m y  żyjemy?
      - Jaki przykład dajemy obserwującym nas przedstawicielom innych kosmicznych ras,  przy czym nieważnym jest w tym kontekście,' czy są one nam przychylne czy nie?
      - Jaki przykład daje "naród wybrany", który w tym właśnie celu został wybrany, żeby świecić przykładem innym narodom i rasom?!
      - Czy możemy świecić przykładem innym cywilizacjom* we wszechświecie?

      I jeszcze jeden efekt uboczny pojawiania się niezidentyfikowanych i zidentyfikowanych obiektów latających nad krajami zamieszkanymi przez wyznawców tak zwanych religii abrahamicznych.


      Zasięg religii abrahamowych (różowy).

      • 25 maja 1993 - duży latający obiekt pojawił się nad Tyberiadą. Pewien młody człowiek, który wracał z wyżyny Golan po odwiedzinach u swojej rodziny jechał drogą wzdłuż jeziora Genezaret (po jego południowej stronie), gdy nagle z nieba opadł znienacka latający pojazd, który kontynuował swój lot za jego samochodem przez prawie pół godziny! Przerażony młodzieniec zatrzymał samochód koło przydrożnej budki telefonicznej i połączył się z miejscowym komisariatem policji. Wysłano radiowóz, aby stwierdzić, co naprawdę się dzieje. Po przybyciu na miejsce, policjanci razem z młodzieńcem obserwowali świetlisty, promieniujący różnymi kolorami, unoszący się nad samochodem obiekt. Jeden z policjantów połączył się ze swoim komisariatem i przekazał, że widzi kiwający się powoli w powietrzu obiekt na tle nieba, który jakby przesuwał się z północy w kierunku południa. To jest na pewno UFO - dodał. Przez następnych dwadzieścia minut obiekt był jeszcze widoczny, po czym nagle zniknął z pola widzenia.

      • Baruch Zvulun - mieszkaniec Tyberiady filmował lecące UFO przez 15 minut. Na drugi dzień okazało się, że jego kamera jest zepsuta i do kogokolwiek się udawał, aby ją naprawić, nikt nie potrafił tego dokonać. Nikt też nie potrafił mu wyjaśnić dlaczego jego kamera nie działa. Film, jako dowód fotograficzny, został jednak nie tknięty i widać na nim lecący nad Galileą świetlisty obiekt. 
          [W 1984 roku gdy przyleciałem z USA do Izraela  i zamieszkałem w Kibucu Lotem w Galilei, wraz z kilkoma mieszkańcami kibucu dwukrotnie obserwowaliśmy kilka takich obiektów latających po wieczornym niebie. W Izraelu, gdzie każdy młody człowiek - nie zależnie od wersji - chłopiec czy dziewczyna - zmuszony jest odbyć kilkuletnią służbę wojskową, z łatwością rozpoznaje różnice pomiędzy konwencjonalnym, "naszym" a niekonwencjonalnym, "nie naszym" obiektem latającym. Starszym wiekiem kibucnikom nie podobało się  moje zainteresowanie tym tematem].

          • 30 maja 1993 roku sfotografowano NOL (Niezidentyfikowany Obiekt Latający) 30 kilometrów na południe od Nazaretu. O godzinie szóstej rano patrolujący policjant złożył raport na swoim posterunku, "że obserwuje właśnie promienisty, błyskający obiekt latający z odległości mniej więcej 2 kilometrów. Właściwie pulsuje on jakby w tym samym miejscu, jednak od czasu do czasu wykonuje pewne ruchy. Chłopcy, przysięgam wam, że to UFO!". Komendant komisariatu zgodnie z procedurą powiadomił dowództwo północnych sił zbrojnych oraz pobliską bazę lotnictwa izraelskiego. W kilkanaście minut zaroiło się wokół obserwującego ten obiekt od wojskowych, którzy łączyli się telefonicznie ze swoimi przełożonymi, potwierdzając przypuszczenia policjanta, że chodzi tu o UFO nad Nazaretem. W tym czasie policja wysłała z dwóch różnych komisariatów z Nazaretu swoich fotografów, żeby sfotografowali obiekt. Na drugi dzień prasa doniosła, że: "filmy, policja przekazała armii do wglądu; wojsko do tej pory nie wyciągnęła żadnych wniosków". A co? Czy wojsko musi, powinno, jest zobowiązane (niepotrzebne skreślić) dzielić się wynikami swoich badań z cywilami? Przynajmniej z punktu widzenia armii - nie.

            W czerwcu 1993 roku przyszła do mnie miła, energiczna pacjentka, Ciporet (czytaj: tziporet - hebr.: ptaszyna) Karmel, mieszkanka gminy Kadima pod Natanią. Jeden z jej przyjaciół zaproponował jej, żeby mnie odwiedziła. W trakcie rozmowy wstępnej okazało się, że dwudziestego kwietnia Ciporet po dość bliskim kontakcie z UFO  zaczęła czuć się słabo, jakby gdzieś wypływała z niej energia.
            To było w sobotę - tak zaczęła swoje opowiadanie -  bo w sobotę nie muszę wstawać wcześnie rano - i zdziwiła się, że cały jej dom prześwietlony był silnym światłem. Bezwiednie wstała z łóżka i poszła do kuchni. Także kuchnia była niesamowicie silnie oświetlona. Ciporet postanowiła sprawdzić, gdzie znajduje się źródło tego światła. Wyszła z domu na podwórze i zobaczyła kontener, taki jak na cytrusy, który jak myślała ktoś postawił tam w nocy za jej podwórkiem. Ten kontener jednak zaczął się na jej oczach jakby rozrastać i dobudował sobie jeszcze jedno piętro. W pewnej chwili obok kontenera Ciporet zauważyła stojącego olbrzyma ubranego w metaliczny skafander. Jego głowa i twarz były zakryte. Jej umysł skojarzył istotę, na którą patrzyła z pszczelarzem. Ciporet, która hoduje rasowe psy powiedziała mi, że te w chwili, gdy pojawiła się ta istota - oszalały. Zbliżyła się do giganta (po hebrajsku nazywała go anaki grzecznie poprosiła go, żeby zdjął nakrycie głowy, bo chciałaby zobaczyć jego twarz. Olbrzym odpowiedział jej telepatycznie. Usłyszała bowiem w swojej głowie lakoniczne: "Tak to już jest". Krótka i zwięzła odpowiedź. W tej samej chwili poczuła, że musi wrócić do kuchni i przygotować sobie filiżankę kawy. Po wypiciu kawy wyszła znów na podwórze swego domu, ale już nic tam nie było - ani kontenera, ani wielkiego pszczelarza.

            Do tej pory prasa izraelska wstrzymywała się ze zrozumiałych względów od publikowania informacji dotyczących spotkań trzeciego stopnia, jak to nazwał legendarny już amerykański badacz zjawiska UFO i astronom, śp. dr Allen Hynek. Nie każda kobieta odważyła by się publicznie przyznać, że przeżyła takie spotkanie, ale nie Ciporet. W międzyczasie żyjemy jeszcze w świecie, w którym poprawnie jest wierzyć, że skoro my nie możemy opuścić naszego systemu słonecznego, to też inne istoty - o ile istnieją - nie mogą nas odwiedzić. To niebezpieczny, pigmejski sposób myślenia. przykład: skoro u nas w Katowicach nie widać na ulicach żyraf, to z tego wynika, że takie zwierzęta nie istnieją. 

            Wszystkim tym, którzy zaczęli śmiać się zbyt wcześnie z opowiadania pani Karmel, nie było miło, gdy na podwórku za jej domem znaleziono piktogram w formie kręgu o średnicy 440 centymetrów, wewnątrz którego badacze znaleźli... czysty sylikon.



            Jeden z "badaczy" wysłanych na miejsce przez urząd miasta skonkludował: "Z pewnością (sic! - skąd ta pewność?)... pani Karmel sama rozsypała kawałki sylikonu na podwórzu za swoim domem". Hmm, Urząd Miasta Natania nie zatrudniał i nie zatrudnia badaczy niezidentyfikowanych obiektów latających... Reszta badaczy jednak nie dała się wciągnąć w dyskusję na tym poziomie. Wszystkie kawałki sylikonu oblepione były jakąś czerwoną substancją. Na dodatek tę substancję znajdowano później także w innych miejscach lądowań owych dyskoidalnych obiektów.
            Próbki sylikonu znalezione za domem pani Karmel trafiły wraz z próbkami pobranej tam gleby w ręce naukowców z Instytutu Biologicznego w Nes Cyjonie. Akademicy, którzy badali tę substancję stwierdzili, że jest to kadm. Tym samym wynikiem zakończyły się analizy innych próbek dostarczonych instytutowi z innych miejsc w Izraelu.

            Przypadek Ciporet Karmel został przebadany m.in. przez czołowych badaczy UFO w Izraelu w owym czasie - Jorama Torbatiana, Dawida Kornica i Avi Greifa. Jeden z badaczy tajemniczego kręgu za domem Ciporet to Dani Jakobi, jej sąsiad, który znalazł tam coś jeszcze. Były to opiłki błyszczącego materiału szarego koloru, prawie że nieważkie, lecz zarazem niebywale wytrzymałe i nie dające się zniekształcić nawet uderzeniami młotka. Możliwym jednak okazało się z pomocą tych opiłków ciąć szkło.
            [Przypomina mi się tu podobny materiał znaleziony przez Jessy'ego Marcella na miejscu katastrofy UFO w Roswell, w Nowym Meksyku].
            Stwierdzono też, że materiał ten potrafi chłonąć równocześnie zimno i ciepło.

            Po spotkaniu z gigantem, Ciporet cierpiała z powodu biegunki, nudności i dreszczy.
            Byłam wciąż senna, miałam trudności z przebudzeniem się i wstaniem z łóżka - skarżyła się. Tak się czułam jakbym miała grypę".
            Prawdopodobnie jej ciało reagowało w ten sposób na pole energii wytworzone wokół kosmicznego pojazdu, który wylądował na jej podwórku.

            Czy ten rodzaj promieniowania ma wpływ pozytywny, czy negatywny na ludzkie ciało, to już inna kwestia. W każdym razie należy wstrzymać się przed wyciąganiem pochopnych wniosków. Jedno jest pewne, a mianowicie: istoty, które wylądowały na podwórku za domem pani Karmel nie cierpią z powodu chronicznej biegunki, dreszczy i torsji, co utrudniałoby im ich loty międzyplanetarne (zakładając, że faktycznie giganci przybyli na Ziemię ostatnio bezpośrednio z ich planety ojczystej, która Sumerowie nazywali Nibiru)...

            Chroniczni i opłacani sceptycy upierający się przy swojej wersji, że Ciporet Karmel jest tajną agentką SZIN BET (izraelska służba bezpieczeństwa ogólnego), rozsypała sylikon powleczony kadmem, aby odwrócić uwagę izraelskiej opinii publicznej od trudnej sytuacji panującej w kraju. Nie byli jednak w stanie logicznie odpowiedzieć na pytanie - o ile w ogóle można mówić tu o racjonalnym sposobie myślenia w rozmowie z takimi ludźmi - dlaczego efekty uboczne lądowania UFO za domem Ciporet odczuli oprócz jej samej także jej sąsiedzi, a także wszyscy badacze, którzy przybyli do jej domu w Kadima.
            Jeśli jednak owi sceptycy mieliby rację, że mamy tu do czynienia z konspiracją spreparowaną przez izraelskie służby specjalne, to podaję poniżej nazwiska kolaborantów współpracujących z SZABAK: Dawid Kornic, Avi Greif, Barry Hamish, Joram Torbatiam, Hadasa Arbel, Rachel Hendel, Dani Jakobi i ja. 

          Brak komentarzy:

          Prześlij komentarz