Warunki
świetlne?
W parku było wystarczająco jasno, aby rozpoznać twarz drugiego
człowieka. Wykluczyliśmy też halucynację. Czego wtedy
jeszcze nie wiedzieliśmy, to fakt, że Axel doznał czym jest błąd w Matriksie. To
było spotkanie z sobowtórem.
- W starożytnym
Egipcie, sobowtóra nazywano Ka, co wielokrotnie tłumaczono błędnie jako „siła
życia”. Dla bogów i królów, Ka oznaczało indywidualność, dla prostego ludu
natomiast był to rodzaj świadomości zbiorczej.
- Mistyk i różokrzyżowiec, Robert Kirk, pastor z Aberfoyle, opisał go w XVII stuleciu jako „odbicie człowieka albo "współ wędrowca, który wygląda tak samo jak człowiek, jak brat bliźniak i towarzysz, który jak cień towarzyszy mu na każdym kroku”.
- We wczesnych stuleciach, ludziom brakowało naukowych danych, aby móc uporządkować tego typu przeżycia. Znanych przypadków nie można uogólnić
i wstawić pod wspólny mianownik wyjaśniając je jako wyjście „ciała astralnego” z ciała fizycznego.
- Rok 1771, w pobliżu Drusenheimu. Johann
Wolfgang von Goethe był w drodze do Drusenheimu, gdy z naprzeciwka nadjechał
jeździec, w którym Goethe rozpoznał swojego sobowtóra, jednak w obcym stroju.
Osiem lat później Goethe znów jechał w tym kierunku, ubrany dokładnie w ten sam
strój, który widział wówczas na swoim sobowtórze.
- XIX-te stulecie, St. Petersburg.
Rosyjski
poeta, Piotr Andriejewicz Wiaziemski (1792-1878) wrócił pewnego wieczoru do
swojego mieszkania przy petersburskim Prospekcie Newskiego
i zobaczył, że w jego gabinecie świeci się światło. Jego służący zapewnił go, że
w domu nie ma nikogo. Wiaziemski wszedł więc do gabinetu i...zobaczył samego siebie siedzącego za biurkiem!
- Starając się dotknąć swojego sobowtóra, stracił przytomność. - Gdy znów doszedł do siebie, ten ostatni zniknął jak kamfora, ale na biurku leżała kartka papieru, na którym jego sobowtór coś napisał.
i zobaczył, że w jego gabinecie świeci się światło. Jego służący zapewnił go, że
w domu nie ma nikogo. Wiaziemski wszedł więc do gabinetu i...zobaczył samego siebie siedzącego za biurkiem!
- Starając się dotknąć swojego sobowtóra, stracił przytomność. - Gdy znów doszedł do siebie, ten ostatni zniknął jak kamfora, ale na biurku leżała kartka papieru, na którym jego sobowtór coś napisał.
- Wiaziemski przez resztę życia przechowywał ten kawałek papieru zapisany ręką
tajemniczego sobowtóra, a nawet kazał napisać w swoim testamencie, że notatka
ta ma trafić razem z nim do grobu. Nigdy też nie powiedział nikomu, co na tej
kartce papieru było napisane.- Luty, 1943, Hannover.
Drogerzystka,
Klara Lettinsky opowiada swoje przeżycie z okresu drugiej wojny światowej:
z zakupami, otwieram drzwi mieszkania. Mieszkam jako sublokatorka na czwartym piętrze. Gdy w końcu docieram na górę, słyszę kroki za plecami. Dziwnie lekkie, ciche kroki. Przystaję. Czekam przez chwilę, aby zobaczyć kto to. Kroki zbliżają się, ale ja nie widzę nikogo. Zaczynam się czuć nieswojo.
I wtedy
dzieje się coś niepojętego... - Młoda
kobieta pojawia się u podestu schodów. Moja kopia!
- Gdzieś czytałam, że takie zjawisko istnieje. Ja nigdy w to nie wierzyłam... ale teraz... oto tu, teraz stoi przede mną we własnej osobie mój sobowtór! Zjawisko to stoi przede mną na schodach w bezruchu, jak posąg i patrzy nieustannie
w moje oczy.
- Gdzieś czytałam, że takie zjawisko istnieje. Ja nigdy w to nie wierzyłam... ale teraz... oto tu, teraz stoi przede mną we własnej osobie mój sobowtór! Zjawisko to stoi przede mną na schodach w bezruchu, jak posąg i patrzy nieustannie
w moje oczy.
- W końcu nie
wytrzymuję i krzyczę:
- Kim jesteś?! Czego chcesz ode mnie?!
Żadnej
odpowiedzi. Żadnej reakcji.
- Nagle mój
sobowtór odwraca się i zbiega szybko ze schodów. A ja za nią.
Gdy wybiegam na ulicę, wita mnie wieczorna cisza. Na ulicy nie ma nikogo. Patrzę w ciemność i potrząsam głową. Może sobie to wszystko tylko wmówiłam? Ostatnio moje nerwy nie są w najlepszym stanie. Samotność mi nie służy. Widocznie mam halucynacje... Przyrzekam sobie porozmawiać o tym z moim lekarzem. Skonfundowana, z ciężką torbą z zakupami w dłoni wspinam się
z powrotem na górę.
Gdy wybiegam na ulicę, wita mnie wieczorna cisza. Na ulicy nie ma nikogo. Patrzę w ciemność i potrząsam głową. Może sobie to wszystko tylko wmówiłam? Ostatnio moje nerwy nie są w najlepszym stanie. Samotność mi nie służy. Widocznie mam halucynacje... Przyrzekam sobie porozmawiać o tym z moim lekarzem. Skonfundowana, z ciężką torbą z zakupami w dłoni wspinam się
z powrotem na górę.
- Jeszcze nie
doszłam do pierwszego piętra, gdy słyszę huk eksplozji.
Głuchy grzmot powoduje drżenie szyb na klatce schodowej.
Głuchy grzmot powoduje drżenie szyb na klatce schodowej.
Jestem przerażona. Odgłos wybuchu doszedł do
mnie z góry.
- Mieszkam
jako sublokatorka u emerytki, starszej pani, która drugi pokój wynajęła
młodemu studentowi.
- Otwierają
się drzwi mieszkań. Ludzie głośno krzyczą. Powstaje chaos.Bez tchu
wbiegam na czwarte piętro. Drzwi do mieszkania wiszą na zawiasach.
Tynk odpada ze ścian. Mieszkanie jest zdewastowane. Najgorzej wygląda kuchnia. Na materacu
leży ów student. Martwy. - Odkręcił
gaz. Iskra elektryczna spowodowała eksplozję. Ja także straciłabym życie, albo
zostałabym ciężko ranna, gdybym znajdowała się w mieszkaniu. Mój sobowtór
uratował mi życie.- Jeszcze dwa
razy w moim życiu ostrzegał mnie przed niebezpieczeństwem.
To było w
Bad Pyrmont: Pojechałam tam na kurację i chciałam odwiedzić moją przyjaciółkę.
Mój sobowtór pojawił się na drodze. Zbladłam z przerażenia.
- Gdy już zniknęła, postanowiłam przełożyć to spotkanie. Następnego dnia dowiedziałam się, że synowie mojej przyjaciółki zachorowali na tyfus.
Jeden z nich zmarł. Mieszkanie zostało objęte kwarantanną. Gdybym przyszła tam wcześniej, z pewnością obraziłabym się.
- Po raz trzeci mój sobowtór ostrzegł mnie przed wejściem na pokład samolotu, który potem się rozbił.
- Gdy już zniknęła, postanowiłam przełożyć to spotkanie. Następnego dnia dowiedziałam się, że synowie mojej przyjaciółki zachorowali na tyfus.
Jeden z nich zmarł. Mieszkanie zostało objęte kwarantanną. Gdybym przyszła tam wcześniej, z pewnością obraziłabym się.
- Po raz trzeci mój sobowtór ostrzegł mnie przed wejściem na pokład samolotu, który potem się rozbił.
- Łotwa. Rok1845, szkoła
w Neuwelke,- W
pensjonacie żeńskim panował swobodny nastrój. Kilka dziewcząt przygotowywało
się na przyjęcie gości. Ich wychowawczyni, Mademoiselle Emilie Sagée pomagała
uczennicy, Antonii von Wrangel w doborze garderoby.
- Gdy Antonia odwróciła się, żeby przejrzeć się w lustrze, zobaczyła odbicie nie tylko wychowawczyni, lecz także jej sobowtóra. Obie – Mademoiselle Sagée, jak jej sobowtór - były zajęte dopinaniem jej sukni. Antonia zemdlała.- Mademoiselle Emilie Sagée była nie tylko ładną kobietą i lubianą, lecz była też przez swoje wychowanki respektowana... A jednak coś z nią było nie tak.- Minął rok. Wszystkie 42 uczennice siedziały na lekcji prac ręcznych w jednym
z pokoi pensjonatu. Przez okno widziały Mademoiselle Sagée spacerującą
w ogrodzie i zbierającą kwiaty.- Gdy nauczycielka prac ręcznych na krótko opuściła klasę, nagle na jej fotelu pojawiła się Mademoiselle Emilie Sagée. Siedziała i milczała. Równocześnie jednak dziewczynki mogły nadal obserwować swoją wychowawczynię
w ogrodzie, przy czym jej ruchy w tej chwili były wyraźnie spowolnione.
- Dwie uczennice wstały ze swoich miejsc i podeszły do katedry z zamiarem dotknięcia nauczycielki. Jednak ich palce napotkały na tylko mały opór.
Jednej z nich udało się nawet przejść przez postać Mademoiselle Sagée.
W chwilę później zjawa wyblakła i zniknęła; zarazem ruchy ich wychowawczyni w ogrodzie powróciły do normy.
- Gdy Antonia odwróciła się, żeby przejrzeć się w lustrze, zobaczyła odbicie nie tylko wychowawczyni, lecz także jej sobowtóra. Obie – Mademoiselle Sagée, jak jej sobowtór - były zajęte dopinaniem jej sukni. Antonia zemdlała.- Mademoiselle Emilie Sagée była nie tylko ładną kobietą i lubianą, lecz była też przez swoje wychowanki respektowana... A jednak coś z nią było nie tak.- Minął rok. Wszystkie 42 uczennice siedziały na lekcji prac ręcznych w jednym
z pokoi pensjonatu. Przez okno widziały Mademoiselle Sagée spacerującą
w ogrodzie i zbierającą kwiaty.- Gdy nauczycielka prac ręcznych na krótko opuściła klasę, nagle na jej fotelu pojawiła się Mademoiselle Emilie Sagée. Siedziała i milczała. Równocześnie jednak dziewczynki mogły nadal obserwować swoją wychowawczynię
w ogrodzie, przy czym jej ruchy w tej chwili były wyraźnie spowolnione.
- Dwie uczennice wstały ze swoich miejsc i podeszły do katedry z zamiarem dotknięcia nauczycielki. Jednak ich palce napotkały na tylko mały opór.
Jednej z nich udało się nawet przejść przez postać Mademoiselle Sagée.
W chwilę później zjawa wyblakła i zniknęła; zarazem ruchy ich wychowawczyni w ogrodzie powróciły do normy.
- Wprawdzie we
wszystkich tych opisach chodzi w gruncie rzeczy o spotkania
z sobowtórami, to jednak należy je posegregować:
z sobowtórami, to jednak należy je posegregować:
- U Goethego,
błąd w Matriksie spowodował możliwość zobaczenia siebie samego w przyszłości.W
tym przeżyciu nie może być mowy o fluidalnym ciele astralnym.
- Wiaziemski
natomiast spotkał się ze swoim sobowtórem twarzą w twarz
i doszło tu nawet do kontaktu fizycznego, co spowodowało wstrząs oraz utratę przytomności u Wiaziemskiego. Być może ich własne rodzaje promieniowania elektromagnetycznego nie zgadzały się (albo nawet ich całe aury).
i doszło tu nawet do kontaktu fizycznego, co spowodowało wstrząs oraz utratę przytomności u Wiaziemskiego. Być może ich własne rodzaje promieniowania elektromagnetycznego nie zgadzały się (albo nawet ich całe aury).
- Klara
Lettinsky została kilkakrotnie ostrzeżona przez swojego sobowtóra
o grożącym jej niebezpieczeństwie, co za każdym razem uratowało jej życie.Sobowtór spełnił w tym przypadku konkretną funkcję [zadanie], (co być może odnosi się także do przypadku Wiaziemskiego). Niestety nie wiemy, co było napisane na kartce papieru, którą zostawił na biurku.- Spektakularny przypadek Mademoiselle Emilie Sagée ma już inną strukturę. Przede wszystkim zjawa sobowtóra nie była w pełni materialna. Podczas przeżycia w garderobie, obie były aktywne, podczas gdy w scenie w klasie, zjawisko było częściowo materialne i absolutnie pasywne, tak, jakby część siły życiowej nauczycielki rzeczywiście opuściła ją.
- Fakt ten można dodatkowo podbudować jeszcze taką okolicznością, że Emilie Sagée w ogrodzie poruszała się wyraźnie wolniej w czasie, gdy jej sobowtór znajdował się w klasie z dziewczętami.- Poza tym mamy tu przypadek, w którym sobowtór widziany był wyłącznie przez inne osoby. Studiując te opisy, sama wychowawczyni nie zdawała sobie sprawy z obecności jej sobowtóra.- Z tego przypadku można wyciągnąć wniosek, iż ukazanie się sobowtóra jest procesem, który przebiega stopniowo i nie jest zawsze kompletny, tak jak np.
w przypadku Ewy B., gdzie po jej ponownym pojawieniu się, Matrix stopniowo odtworzył jej realność [rzeczywistość].- Spotkania z
sobowtórami, to nowy rodzaj błędów w Matriksie, których już nie można tak łatwo
wyjaśnić przemieszczeniem w czasoprzestrzeni, jak
w poprzednim rozdziale, ponieważ w normalnych warunkach, każdy człowiek
w swoim wszechświecie istnieje tylko raz.
- Biorąc jednak pod uwagę hipotezę Everetta i Wheelera, przyjmujemy, że
w niezliczonych światach równoległych do naszego, żyją identyczne, albo prawie identyczne kopie każdego z nas.
- Mogło więc w przypadku tych spotkań z sobowtórami dojść do nałożenia się jednego obrazu świata na drugi, rzy czym człowiek wcale nie musi być świadom obecności swojego sobowtóra. Nie musi też przebywać w tym samym miejscu, gdzie znajduje się jego sobowtór. Istnieją bowiem liczne opisy sytuacji,
w których człowiek w tym samym czasie był widziany w dwóch różnych miejscach.
- 1810, Londyn. Brytyjski sekretarz stanu, Pill, spotkał na ulicy St. Germain (nomen est omen!) poetę, lorda Byrona idącego ramię w ramię ze swoim bratem. Było to niebywałe zajście, gdyż było powszechnie wiadomo, że w tym czasie lord Byron leżał w łóżku, w Grecji, ciężko chory na cholerę – fakt, dający się potwierdzić listami pomiędzy obu dżentelmenami.
o grożącym jej niebezpieczeństwie, co za każdym razem uratowało jej życie.Sobowtór spełnił w tym przypadku konkretną funkcję [zadanie], (co być może odnosi się także do przypadku Wiaziemskiego). Niestety nie wiemy, co było napisane na kartce papieru, którą zostawił na biurku.- Spektakularny przypadek Mademoiselle Emilie Sagée ma już inną strukturę. Przede wszystkim zjawa sobowtóra nie była w pełni materialna. Podczas przeżycia w garderobie, obie były aktywne, podczas gdy w scenie w klasie, zjawisko było częściowo materialne i absolutnie pasywne, tak, jakby część siły życiowej nauczycielki rzeczywiście opuściła ją.
- Fakt ten można dodatkowo podbudować jeszcze taką okolicznością, że Emilie Sagée w ogrodzie poruszała się wyraźnie wolniej w czasie, gdy jej sobowtór znajdował się w klasie z dziewczętami.- Poza tym mamy tu przypadek, w którym sobowtór widziany był wyłącznie przez inne osoby. Studiując te opisy, sama wychowawczyni nie zdawała sobie sprawy z obecności jej sobowtóra.- Z tego przypadku można wyciągnąć wniosek, iż ukazanie się sobowtóra jest procesem, który przebiega stopniowo i nie jest zawsze kompletny, tak jak np.
w przypadku Ewy B., gdzie po jej ponownym pojawieniu się, Matrix stopniowo odtworzył jej realność [rzeczywistość].
w poprzednim rozdziale, ponieważ w normalnych warunkach, każdy człowiek
w swoim wszechświecie istnieje tylko raz.
- Biorąc jednak pod uwagę hipotezę Everetta i Wheelera, przyjmujemy, że
w niezliczonych światach równoległych do naszego, żyją identyczne, albo prawie identyczne kopie każdego z nas.
- Mogło więc w przypadku tych spotkań z sobowtórami dojść do nałożenia się jednego obrazu świata na drugi, rzy czym człowiek wcale nie musi być świadom obecności swojego sobowtóra. Nie musi też przebywać w tym samym miejscu, gdzie znajduje się jego sobowtór. Istnieją bowiem liczne opisy sytuacji,
w których człowiek w tym samym czasie był widziany w dwóch różnych miejscach.
- 1810, Londyn. Brytyjski sekretarz stanu, Pill, spotkał na ulicy St. Germain (nomen est omen!) poetę, lorda Byrona idącego ramię w ramię ze swoim bratem. Było to niebywałe zajście, gdyż było powszechnie wiadomo, że w tym czasie lord Byron leżał w łóżku, w Grecji, ciężko chory na cholerę – fakt, dający się potwierdzić listami pomiędzy obu dżentelmenami.
- XIX-ty wiek, Montreal.
Pisarz, Mark
Twain spotkał na przyjęciu w Montrealu pewną znajomą mu damę, której już dawno
nie widział.
- Był zdziwiony, że owa dama nie chciała odpowiedzieć na jego pozdrowienie
i zajmowała się tylko innymi gośćmi. Tego jeszcze wieczoru otrzymał wiadomość, że pani ta życzy sobie z nim rozmawiać. Podczas spotkania Twain zapytał ją, dlaczego tak dziwnie zachowała się w stosunku do niego podczas przyjęcia, na co ta wyraziła swoje zdumienie i zapewniła go, iż w tym czasie wracała z Quebec do Montrealu.
- Był zdziwiony, że owa dama nie chciała odpowiedzieć na jego pozdrowienie
i zajmowała się tylko innymi gośćmi. Tego jeszcze wieczoru otrzymał wiadomość, że pani ta życzy sobie z nim rozmawiać. Podczas spotkania Twain zapytał ją, dlaczego tak dziwnie zachowała się w stosunku do niego podczas przyjęcia, na co ta wyraziła swoje zdumienie i zapewniła go, iż w tym czasie wracała z Quebec do Montrealu.
- XX wiek, Bonn. Lekarz,
psycholog i pisarz, Wladimir Lindenberg, opowiada
o następującym przeżyciu:- Lu Timmermans był moim przyjacielem. W czasach naszych studiów, w Bonn spędziliśmy cudowne godziny na dociekliwych rozmowach – na rozmowach, które mogą prowadzić całe dni i noce tylko ludzie młodzi, z werwą, oczarowani tematem, przy lampce wina, nie dbając o zmęczenie.
- Po prostu nie mogliśmy wystarczająco głęboko wniknąć w tajniki natury, religii i światopoglądów.- Lu pojechał do Brukseli, aby odwiedzić swego ojca, znanego kompozytora oraz swojego krewnego, Feliksa Timmermansa.
Osobiście odprowadziłem go do pociągu.- Kilka dni później przechodziłem przez Remigiusstraße. Tu muszę przyznać, że nigdy nie dbam o to, jak przechodzę przez ulicę, jak to przystoi dobrze wychowanemu obywatelowi, a więc i tym razem nie spojrzałem na jezdnię, czy nie nadjeżdża jakiś samochód. Jedną stopę postawiłem już na jezdni i w tym momencie widzę po drugiej stronie ulicy, na chodniku mojego przyjaciela Lu, który z przerażeniem w oczach, gwałtownie macha w moim kierunku rękami.
- Zaskoczony cofnąłem nogę na chodnik... i w tej samej sekundzie mija mnie rozpędzony samochód, który z pewnością byłby mnie przejechał.
- Aż wstrzymałem oddech, żeby otrząsnąć się ze strachu i właśnie chciałem podziękować Lu za uratowanie mi życia, gdy pomyślałem sobie:
To dziwne! Lu jest przecież w Brukseli.
o następującym przeżyciu:- Lu Timmermans był moim przyjacielem. W czasach naszych studiów, w Bonn spędziliśmy cudowne godziny na dociekliwych rozmowach – na rozmowach, które mogą prowadzić całe dni i noce tylko ludzie młodzi, z werwą, oczarowani tematem, przy lampce wina, nie dbając o zmęczenie.
- Po prostu nie mogliśmy wystarczająco głęboko wniknąć w tajniki natury, religii i światopoglądów.- Lu pojechał do Brukseli, aby odwiedzić swego ojca, znanego kompozytora oraz swojego krewnego, Feliksa Timmermansa.
Osobiście odprowadziłem go do pociągu.- Kilka dni później przechodziłem przez Remigiusstraße. Tu muszę przyznać, że nigdy nie dbam o to, jak przechodzę przez ulicę, jak to przystoi dobrze wychowanemu obywatelowi, a więc i tym razem nie spojrzałem na jezdnię, czy nie nadjeżdża jakiś samochód. Jedną stopę postawiłem już na jezdni i w tym momencie widzę po drugiej stronie ulicy, na chodniku mojego przyjaciela Lu, który z przerażeniem w oczach, gwałtownie macha w moim kierunku rękami.
- Zaskoczony cofnąłem nogę na chodnik... i w tej samej sekundzie mija mnie rozpędzony samochód, który z pewnością byłby mnie przejechał.
- Aż wstrzymałem oddech, żeby otrząsnąć się ze strachu i właśnie chciałem podziękować Lu za uratowanie mi życia, gdy pomyślałem sobie:
To dziwne! Lu jest przecież w Brukseli.
Szukałem go,
ale nie znalazłem, a przecież widziałem go na własne oczy. Zatelefonowałem do
jego matki.- Przecież
sam odprowadzałeś go do pociągu! - obruszyła się.- Kilka dni
później otrzymałem z Brukseli list od Lu.
- Takie
przypadki pokazują nam jeszcze jeden aspekt spotkań z sobowtórami.
- Tu nie
doszło do bezpośredniego kontaktu, lecz w pewnym określonym miejscu zauważona
została osoba, która jednak przebywała w całkiem innym miejscu.
- Cytowany tu
przypadek zawiera nawet rosnące emocje i stan niepokoju u tej osoby, co już
wcześniej rozpoznaliśmy jako zjawisko towarzyszące błędom
w Matriksie.- W innych przypadkach, twory zwane sobowtórami zachowywały się w stosunku do obserwatora pasywnie, a nawet obojętnie.-Gdy człowiek widziany jest w dwóch różnych miejscach naraz, zajście takie nazywa się bilokacją.- O takich wydarzeniach mówiono dawniej zawsze w powiązaniu ze świętymi, albo adeptami nauk magicznych. O ludziach tych mówiono, że potrafili taki stan wywoływać u siebie całkiem świadomie.
w Matriksie.- W innych przypadkach, twory zwane sobowtórami zachowywały się w stosunku do obserwatora pasywnie, a nawet obojętnie.-Gdy człowiek widziany jest w dwóch różnych miejscach naraz, zajście takie nazywa się bilokacją.- O takich wydarzeniach mówiono dawniej zawsze w powiązaniu ze świętymi, albo adeptami nauk magicznych. O ludziach tych mówiono, że potrafili taki stan wywoływać u siebie całkiem świadomie.
Jest to z
pewnością interesujący aspekt, ponieważ stanowi on pierwszy dowód na to, iż
ludzie mogą świadomie współdziałać z procesem rzutowania (projekcji) przez
Matrix.
- Tym tematem zajmiemy się później nieco głębiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz